To już kolejny, bodaj 35-ty tom przygód detektyw Eve Dallas ( seria In Death), a moje pierwsze w życiu spotkanie z J. D. Robb, czyli typowo kryminalnym obliczem, znanej mi już oczywiście Nory Roberts.
Główna bohaterka wraz ze swą współpracownicą- detektyw Delią Peabody
odwiedza plan filmowy, gdzie kręcą film na podstawie książki Nadine
Furst opartej na autentycznej sprawie kryminalnej prowadzonej kiedyś
przez porucznik Dallas (plan Icove'ów - afera z klonowaniem ludzi).
Poznaje tam swojego "sobowtóra", aktorkę Marlo Durn oraz niemiłą K. T.
Harris wcielającą się w rolę jej partnerki. Wieczorem czeka Eve udział w
przyjęciu w gronie twórców adaptacji, impreza ma mieć charakter
towarzysko- promocyjny. Kobieta najchętniej wymigałaby się od tego
wydarzenia, nie przepada bowiem za strojeniem się na "wielkie wyjścia".
Mąż Roarke (wykreowany na ucieleśnienie ideału z mroczną przeszłością)
dba o jej garderobę i i biżuterię, zapewniając nieziemską oprawę tej
mocno stąpającej po ziemi policjantce.
Na przyjęciu ma miejsce przykry incydent - K. T. Harris zachowuje się
skandalicznie, czyniąc wredne uwagi, także pod adresem Eve. Wkrótce
aktorkę znajdują martwą na tarasie... Czyżby ktoś jej "pomógł" wpaść do
basenu? Rusza śledztwo. Prowadzi je niezrównana porucznik Dallas wraz z
Peabody.
Co ciekawe, sprawy zatoczą znacznie szerszy krąg, niż się mogło wydawać.
Rzecz dzieje się w przyszłości, ale o tym zorientowałam się dopiero
wtedy, gdy jedna z przesłuchiwanych osób odnosiła się do lat 2030 -tych
jak do dość dalekiej przeszłości. W trakcie lektury stopniowo dochodziły
kolejne szczegóły futurystyczne: autokucharz, androidy, elektroniczne
gadżety, supertechnologie materiałów (rewelacyjna kurtka Eve - skórzany
przedmiot pożądania ;-) ) Wiele elementów było jednak całkiem
zwyczajnych.Nie obliczałam, ale gdzieś znalazłam informację, że to 2060
rok. Taka wycieczka w przyszłość nawet mi nie przeszkadzała, w
przeciwieństwie do paru innych rzeczy.
Po pierwsze, na początku długo nie mogłam się wciągnąć w fabułę, rozpraszały mnie epizody i scenki z życia prywatnego bohaterów. Potem już nawet ze sporym zaangażowaniem śledziłam przebieg wydarzeń i tok myślenia pani detektyw. Rozwiązania nie przewidziałam.
Po pierwsze, na początku długo nie mogłam się wciągnąć w fabułę, rozpraszały mnie epizody i scenki z życia prywatnego bohaterów. Potem już nawet ze sporym zaangażowaniem śledziłam przebieg wydarzeń i tok myślenia pani detektyw. Rozwiązania nie przewidziałam.
Po drugie, drażniła mnie idealność Dallas, że to taka 'superwoman'
była, a także jej kreacja niby na "zimną sukę", bezwzględną i surową dla
pracowników, twardą glinę, ale przy tym wspaniałą, wyszczekaną,
uwielbianą.. Może źle odebrałam tę postać, może jeden tom jej perypetii
to za mało, ale na tym etapie nie zaprzyjaźniłam się z nią.
Po trzecie, wulgarność. Może nie nagminna, ale raziła. Nie wydawała mi się uzasadniona.
Po czwarte, za dużo odniesień do przeszłości, w sensie do wcześniejszych
wydarzeń, innych tomów. Oprócz sprawy Icovów,, na której podstawie niby
powstała książka i film ( w świecie tego cyklu powieściowego),
wspomniana jest enigmatycznie rodzinna tragedia Eve ( nie jestem pewna
czy dobrze zrozumiałam aluzje), oraz napomknięto o dawnych dziejach
Roarke'a - wówczas przemytnika, dziś superbiznesmena. Takie można
odnieść narzucane poczucie konieczności doczytania o tym wszystkim,
sięgnięcia po poprzednie tomy, albo wymaganie ich znajomości.
Po piąte, jakoś za szybko potoczyło się poskładanie kryminalnej układanki, jak z procy wyskakiwały poszlaki, dowody, świadkowie.
Po szóste ( choć to właściwie nie zarzut, a uwaga), ofiara zbrodni skupiała w sobie tyle negatywnych cech, że czytelnikowi trudno czuć żal, że zginęła.
Po szóste ( choć to właściwie nie zarzut, a uwaga), ofiara zbrodni skupiała w sobie tyle negatywnych cech, że czytelnikowi trudno czuć żal, że zginęła.
Podobało mi się średnio. Nie sądzę, bym sięgała po dalsze tomy opatrzone
nazwiskiem J. D. Robb. Zdecydowanie wolę Norę w jej romansowo -
sensacyjno-obyczajowej odsłonie niż w kryminalnej serii o przygodach
detektyw Dallas.