Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 496
Rok wydania: 2011
W malowniczej Dakocie Południowej, pośród gór i dzikich zwierząt, rozgrywa się akcja tej pięknej powieści. Wychowana na farmie Lil poznaje Coopa, nowojorskiego chłopca, będącego na wakacjach. Nigdy nie zapomną pierwszego uczucia, lecz gdy spotkają się po latach, będą już innymi ludźmi.
Lil, obrończyni zwierząt, prowadzi rezerwat. Coop, detektyw,
wraca na farmę dziadków, by zacząć nowe życie. Oboje nie zamierzają ulegać
dawnym sentymentom. Tymczasem w rezerwacie zaczynają dziać się dziwne rzeczy: po
serii niewyjaśnionych zabójstw ktoś zaczyna prześladować Lil... Tylko Nora
Roberts potrafi tak połączyć romantyczną opowieść o miłości z suspensem.
Bardzo lubię czytać literaturę typowo kobiecą, jednak nie
przepadam za zbyt słodkimi romansami, które są lukrowane aż do obrzydzenia.
Napisanie dobrego, wyważonego romansu, którego fabuły nie obrzydzi czytelnikowi
zbytnie odrealnienie i przesłodzone, patetyczne dialogi wcale nie jest łatwym
zadaniem. Nora Roberts jest mistrzynią w swym fachu, a stworzonych przez nią
opowieści w żadnym razie nie mogę nazwać ckliwymi, ucukrzonymi romansidłami.
Dzięki połączeniu romansu i sensacji oraz wpleceniu w powieści pewnej dozy
wątków obyczajowych, utwory Roberts czyta się rewelacyjnie – nie należy jednak
przesadzać z lekturą książek tej pani. Zbyt wiele utworów Nory na raz to dawka
niewskazana i przesyt w tym wypadku jest uczuciem gwarantowanym.
Od mojego ostatniego spotkania z pisarstwem Roberts minęło sporo czasu. „Odtrułam” się po ostatnim lekkim rozczarowaniu, dałam sobie czas na odpoczęcie od autorki. Tym razem, zamiast zawodu, czekała mnie ogromna przyjemność. Sięgnęłam po „Czarne Wzgórza” – romans z akcją osadzoną w scenerii Dakoty Południowej.
Lil i Coop poznali się kiedy byli dziećmi. Ona wychowywała się na farmie. On był mieszczuchem z Nowego Jorku, którego rodzice wysłali do dziadków. Miedzy dziećmi wywiązała się przyjaźń, a kiedy bohaterowie spotkali się kilka lat później do głosu doszły mocniejsze uczucia. Los nie chciał jednak, żeby młodzi zostali razem. Lil nade wszystko pragnęła zająć się badaniem ogromnych kotów – pum, tygrysów, lwów. Dziewczyna marzyła o założeniu na ziemi przodków rezerwatu dla tych majestatycznych zwierząt, które fascynowały ją od dzieciństwa. Coop wrócił do Nowego Jorku, gdzie został policjantem.
Pierwsze uczucie nie wygrało w zderzeniu z twardą rzeczywistością. Lil i Coop rozstali się. Do ponownego spotkania dochodzi po dziesięciu latach. Niestety bohaterowie muszą poradzić sobie nie tylko z własnymi emocjami, ale również z nieuchwytnym mordercą, który wybrał Lil na swój kolejny cel. Wątek sensacyjny, którym Roberts okrasiła fabułę swej powieść jest ciekawy i dodatkowo uatrakcyjnia czytelnikowi lekturę „Czarnych Wzgórz”.
Powieść Roberts to romans „na bogato”. Pisarka umiejscowiła akcję swego utworu w ciekawym miejscu, bohaterowie wykonują ciekawe i niebanalne zajęcia. Pisarka opisuje pracę w rezerwacie, opisuje jak wygląda opieka nad dzikimi kotami – już za to należy się jej ogromny plus. Większość autorek romansów pisze po prostu, że dana postać wykonuje taką, a taką pracę, brak natomiast szczegółów - Roberts pisze inaczej. Pisarka umiejscawia swych bohaterów w konkretnym środowisku, obdarza ich konkretnymi zadaniami i pokazuje, jak jej postacie funkcjonują w codziennym życiu – dzięki temu wykreowani przez nią bohaterowie wydają się nadzwyczaj realnymi ludźmi.
W powieści niezwykle podobała mi się kreacja postaci oraz sposób w jaki autorka rozwijała wątek miłosny. Bohaterowie nie spijają sobie z dzióbków, nie zasypują się frazesami o niegasnącym i wiecznym uczuciu. Lil i Coop to para, która wiele przeszła. Mężczyzna zranił Lil, a ona nie jest głupiutką gąską, której miękną kolana, gdy tylko ujrzy obiekt swych uczuć. Bohaterka nie jest również upartą babą, która unosi się honorem. Niezwykle podobał mi się fakt, że bohaterowie rozmawiają ze sobą, że analizują swe uczucia, i że pracują nad swoimi relacjami – żadnego banalnego, lukrowanego romansu i żadnych uproszczeń typu: spotkaliśmy się po latach i wszystko znów jest okej.
„Czarne Wzgórza” czytało mi się wspaniale. Polecam książkę miłośnikom autorki oraz czytelniczkom, które cenią sobie romantyczne opowieści nie przypominające słodkiego ciastka oblanego dodatkowo toną lukru.