niedziela, 9 listopada 2014

W samo południe

Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 558
Rok wydania: 2014

Pani porucznik Phoebe MacNamara - jedna z najlepszych negocjatorek policyjnych i zarazem samotna matka - nie boi się nikogo. Odważna i wrażliwa, obawia się tylko miłości i dlatego trzyma mężczyzn na dystans. Tak też postępuje z Duncanem, właścicielem baru, który jednak nie zamierza dać za wygraną. Gdy Phoebe staje się celem prześladowań psychopaty, pomoc Duncana okazuje się niezbędna... Kapitalny portret silnej kobiety w obliczu wielkiego zagrożenia i historia romansu, którego miało nie być. Fenomenalna autorka bestsellerów "New York Timesa" wznosi się na wyżyny powieścią o kobiecie, która bez strachu stawia czoło niebezpieczeństwom, ale musi się jeszcze zdobyć na odwagę, by ulec miłości.

Lubię powieści Nory Roberts. Połączenie romansu z wątkami sensacyjnymi, kryminalnymi i obyczajowymi w książkach tej autorki bardzo mi odpowiada. Podoba mi się również fakt, że wątek romantyczny obecny w powieściach Roberts zwykle nie przytłacza fabuły, że uczucia bohaterów rozwijają się na tle ciekawych wydarzeń. „W samo południe” jest tytułem, który zawiera w sobie typowe dla prozy Nory Roberts elementy, jednak ta konkretna powieść mnie nie przekonała – to tytuł dobry, ale ciężko było mi się wkręcić w akcję. Ani fabuła ani bohaterowie nie wywołali we mnie specjalnie mocnych emocji. Byłe letnio, a momentami powiewało nudą i fabularnym przegadaniem.

Phoebe McNamara to samotnie wychowująca córkę policjantka, która w zespole pełni rolę negocjatorki. Podczas jednej z akcji poznaje  bogatego i sympatycznego właściciela baru – Duncana Swifta. Mężczyzna od razu zwraca uwagę na charyzmatyczną i pełną pewności siebie, rudowłosą policjantkę. Bohater robi wszystko, by zbliżyć się do Phoebe. Kobieta, choć początkowo podchodzi do nowej znajomości z dystansem, dość szybko daje się oczarować przystojnemu i troskliwemu Duncanowi. W tle historii miłosnej rozgrywają się bardziej dramatyczne i nieprzyjemne wydarzenia. Główna bohaterka musi poradzić sobie z agresywnym mizoginem, który jest jej podwładnym. W międzyczasie ktoś zaczyna podrzucać na werandę jej domu martwe zwierzęta. Phoebe będzie musiała odkryć kim jest jej prześladowca.

Nie wiem, co nie zagrało w trakcie lektury, ale „W samo południe” czytałam tak trochę na automacie – skoro już zaczęłam czytać to skończę, nawet jeśli odbieram fabułę jako taką sobie. Może winę za taki odbiór powieści ponosi ekranizacja, którą obejrzałam kilka lat temu. Może chodzi o to, że pamiętałam w jakim kierunku będzie rozwijała się wykreowana przez Roberts historia i w związku z tym zabrakło mi podczas lektury pewnego elementu zaskoczenia. Znajomość filmu zdecydowanie mogła wpłynąć na moje postrzeganie tego tytułu, w którym główny wątek kryminalny nie stanowił dla mnie tajemnicy. Szkoda, że tak się stało, że nie odczuwałam podczas lektury dreszczyku emocji, który niechybnie by się pojawił, gdybym nie miała żadnego pojęcia o treści książki.