czwartek, 25 lutego 2016

Catherine i Amanda

Seria: Zamek Calhounów (tom 1 i 2)
Wydawnictwo: Harper Collins Polska (partner kolekcji Edipresse)
Liczba stron: 384
Rok wydania: 2015

Na skalistym urwisku nad zatoką w stanie Maine stoi Towers, wspaniała rodzinna rezydencja, w której żyje legenda o niespełnionej miłości i ukrytych szmaragdach. Mieszkają w niej cztery siostry gotowe bronić swej posiadłości wbrew wszelkim przeciwnościom losu. Catherine najbardziej ze wszystkich sprzeciwia się sprzedaży Towers, choć koszty utrzymania rezydencji znacznie przekraczają możliwości panien Calhoun. A już za nic nie może dopuścić, by nabył ją magnat hotelowy Trenton St. James, który ich ukochany dom potraktowałby jako kolejny interes.
 
Amanda czuje że znajomość ze Sloanem O'Rileyem, który ma zaprojektować plan przebudowy rodzinnej posiadłości, może być kłopotliwa. Oboje są pełni temperamentu i od pierwszej chwili mocno między nimi iskrzy. Amanda postanawia utrzymać dystans, rozmawiać ze Sloanem wyłącznie o interesach, lecz to okazuje się dość trudne.... 

 Lubię od czasu do czasu przeczytać lekki romans, ale momentami zastanawiam się, czy autorki tworzące ten gatunek nie zatracają się zbyt mocno podczas pisania swoich powieści. Przeszkadza mi, że w większości romansów bohaterkami są kobiety, które tracą swoją osobowość, kiedy na scenę wkracza „książę” zniewalający je swoim erotycznym magnetyzmem. Czy kobieta nie może być silną i niezależną osobowością, by zdobyć miłość? Wydawało mi się, że siostry Calhoun – główne bohaterki powieści Nory Roberts – są niezależnymi i pewnymi siebie heroinami, które nie pozwolą dmuchać sobie w kaszę. Kiedy jednak na horyzoncie pojawili się przystojni i bogaci faceci, bohaterki zaczęły przypominać mi stereotypowe uległe kobietki, które mówią „nie”, ale myślą „tak”.

„Catherine i Amanda” to zbiór dwóch niewyszukanych, lekkich, miłosnych opowiadań. Bohaterkami wykreowanych przez pisarkę historii są dwie z czterech sióstr Calhoun. Młode kobiety stoją na skraju ruiny. Rodzinna, podupadła rezydencja jest studnią bez dna. Siostry zostają zmuszone do podjęcia rozmów o sprzedaży Towers. Potencjalnym nabywcą jest magnat hotelowy Trentom St. James. Między mężczyzną, a najmłodszą z sióstr zaczyna mocno iskrzyć. Druga historia rozgrywa się kilka tygodni po wydarzeniach, które zostały przedstawione w „Catherine”. Do rezydencji przyjeżdża architekt Sloan O’Riley (postać bardzo działająca mi na nerwy), który ma zająć się renowacją Towers. Jeszcze przed zameldowaniem się w rezydencji wpada on na Amandę, która z miejsca zaczyna go interesować.

W tle rozterek miłosnych Catherine i Amandy rozgrywa się historia dramatycznej miłości Bianki Calhoun (prababki sióstr), której duchowa obecność ciągle jest wyczuwana w Towers. Przed siostrami stoi także zadanie odnalezienia zaginionych klejnotów należących do prababki. Historia Bianki i jej klejnotów oraz motyw renowacji Towers spajają opowiadania.

„Catherine i Amanda” to tendencyjny romans. Książkę przeczytałam szybko, dostarczyła mi rozrywki, ale znalazły się w niej również sceny, które mnie irytowały. Romantyczne nowelki Roberts średnio mi podchodzą, wolę wielowątkowe sensacyjno-romantyczno-obyczajowe powieści tej autorki.