Nora Roberts znajduje się w gronie moich ulubionych pisarek
tworzących literaturę dla kobiet.
Powieści tej pani dostarczają mi mnóstwo rozrywki, mimo to nie sięgam po nie
zbyt często. Jak każda pisarka, Nora Roberts wykształciła sobie
charakterystyczny styl, dlatego – będąc miłośniczką jej twórczości - wiem czego
mogę się spodziewać. Romans, elementy sensacji, tajemnice, melodramaty i
większej lub mniejszej objętości wątki obyczajowe. Gdybym chciała poznać całą
prozę Nory Roberts „na jeden raz” myślę, że bardzo szybko bym się znudziła.
Dawkując sobie utwory pisarki stopniowo, ciągle czerpię przyjemność z ich czytania
i nie doświadczam poczucia przesytu.
Tym razem mój wybór padł na „Hołd”, powieść, którą Nora
Roberts napisała w roku 2008,
a która w Polsce ukazała się po raz pierwszy rok
później. Główną bohaterką utworu jest dwudziestoośmioletnia była aktorka, która
realizuje się obecnie jako przedsiębiorca budowlany. Cilla, która nie miała
udanego dzieciństwa, postanawia na nowo odnaleźć siebie i stworzyć prawdziwy
dom, którego nigdy nie miała. Bohaterka przenosi się do Wirginii, gdzie
znajduje się podupadła rezydencja jej babki - sławnej aktorki Jane Hardy, która
popełniła samobójstwo. Cilla decyduje się odnowić zrujnowany dom i osiąść w nim
na stałe. Kobieta rozpoczyna remont, jednak komuś najwyraźniej nie podoba się
ten fakt, a także to, że bohaterka odnajduje listy adresowane do jej babki, napisane
przez tajemniczego kochanka. Okazuje się, że Janet tuż przed śmiercią nawiązała
intensywny romans. Ktoś nie chce, by ta informacja ujrzała światło dzienne.
Wkrótce tajemnicza osoba atakuje i niemal zabija byłego męża bohaterki, który
podobnie jak ona pracuje w branży budowlanej i ciągle utrzymuje z nią
przyjacielskie stosunki. Na budowie dochodzi do coraz nowych aktów wandalizmu.
Cilla nie musi jednak radzić sobie z problemami sama.
Przystojny sąsiad z naprzeciwka, twórca komiksów Ford Sawyer jest zauroczony urodziwą
kobietą. To właśnie Sawyer będzie stanowił najwierniejszego sojusznika i
pocieszyciela Cilly.
Nora Roberts wykreowała świetnych bohaterów, którzy nawzajem
się uzupełniają. Cilla nie jest nieporadną mimozą. To kobieta, która doskonale
radzi sobie z narzędziami, a wybór płytek czy zakupy listew podłogowych
sprawiają jej frajdę o wiele większą niż zakup nowych ubrań. Również Ford,
który nie ma za grosz umiejętności technicznych i lepiej nie dawać mu narzędzi
do ręki, jest wspaniałą postacią – ideałem każdej kobiety. Główny bohater
doskonale rozumie Cillę, wspiera ją, chroni i ma niebywały dar rozwiązywania
napiętych sytuacji oraz poprawiania humoru swej sąsiadki. Szczególnie spodobał
mi się pomysł, by w sytuacjach kryzysowych Ford zostawiał swej wybrance
narysowane przez siebie śmieszne historyjki komiksowe, które mają poprawić jej
humor. Niebanalni bohaterowie są głównym atutem „Hołdu”.
Nora Robert przyzwyczaiła mnie do trzymających w napięciu wątków
sensacyjnych. Do tej pory czytałam głównie utwory pisarki, które powstały na
przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Muszę przyznać,
że w starszych powieściach wątki sensacyjne prezentowały się nieco lepiej niż w
przeczytanej właśnie książce. W „Hołdzie” nie odczuwałam już takiego napięcia
czy niecierpliwości płynącej z pragnienia odkrycia tożsamości czarnego
charakteru, nie oczekiwałam z niepokojem na to, co zrobi tajemniczy złoczyńca.
Jeśli chodzi o wątek kryminalny, to dla mnie był taki sobie – ani ekscytujący
ani zbyt nudny.
„Hołd” Nory Roberts mogę polecić wszystkim kobietom, które
lubią połączenie sensacji i romansu. Fanek pisarki nie musze specjalnie
namawiać do lektury, bo wiem, że tak jak ja, kiedyś po nią sięgną :) Chociaż
uważam, że ten tytuł jest nieco słabszy niż wcześniej poznane przez mnie
powieści pisarki (m. in. „Życie na sprzedaż”, „Słodka zemsta”), to i tak jego
lektura dostarczyła mi kilkunastu godzin przedniej rozrywki.
Czeka na mojej półce, póki co cierpliwie:) Bardziej kusi mnie ekranizacja :)
OdpowiedzUsuńObejrzałam dzisiaj pierwsze dziesięć minut ekranizacji i muszę przyznać, ze nie bardzo podobało mi się to, co zobaczyłam. Ja preferuję najpierw przeczytać książkę, a dopiero później obejrzeć film :)
UsuńTeż tak lubię, ale nieraz się kuszę w kolejności odwrotnej :)
UsuńZaparłam się i obejrzałam ekranizację, właśnie skończyłam. Na tle powieści film wypada fatalnie. Scenarzyści wycieli większość szczegółów i wątków pobocznych :(
UsuńCzyli w normie.
UsuńJa uwielbiam Niebo Montany, ale książka jest o niebo lepsza, podobnie jest z "W samo południe"...
"Niebo Montany" to moim zdaniem jedna z lepszych ekranizacji. Jest w miarę spójna i nie razi, że wiele wątków zostało pominiętych...
UsuńPod pierwszym akapitem mogłabym się podpisać. Trafiłaś w sedno. Dla mnie też książki Nory to znakomita rozrywka, ale dawkowana co jakiś czas.
OdpowiedzUsuńW pierwszym akapicie w jednym miejscu masz Nara zamiast Nora.
OdpowiedzUsuńJuż poprawione.
Usuń